Dzień wybitnie kanapowy. Nic tylko nic, a właściwie N ----- I ---- C nie robić.
Od rana wielki gorąc
wisi w powietrzu. Duchota, jakby to powiedziała moja mama. Ale grzeje, ale daje, dodałaby z umęczoną
miną, bo upały naprawdę dają jej… w kość. A potem ukryłaby się w cieniu ulubionej
altanki, w towarzystwie krasnala ogrodowego i
biedronki, by w bezruchu przeczekać najgorsze.
Gorączka - żadna nowość,
od czerwca słońca mamy w nadmiarze. Co mi w gruncie rzeczy aż tak nie
przeszkadza. Chyba że przestaję nadążać, a to właśnie się dzieje. Dzisiaj jest
jakieś apogeum. Telefon donosi, że kogoś boli głowa. Mnie jeszcze nie, choć Młodzieniec
gada jak najęty. Podobno to odbicie moje z dzieciństwa, świętej cierpliwości potrzeba
było dla tej pytlującej na okrągło dziewczynki, zatyczki do uszu popełniały
samobójstwo. I co – „karma wraca”! Żadne prośby, groźby, zakazy i nakazy nie
działają, chłopiec wystrzeliwuje z siebie pytania z szybkością karabinu
maszynowego, ale niezbyt dobrze skalibrowanego, bo rozstrzał tematyczny od Sasa
do Lasa. Ostatnia deska ratunku - stare dobre „ychy”, skromny a jakże pojemny synonim
wszelkich potakiwań i zaprzeczeń. Dziś oznacza głównie „słucham, ale nie
przyswajam”. O dziwo, to wystarcza – czyli Młodzieniec też ledwo wyrabia.
Mój mózg w upale stopniowo
zmienia konsystencję.
Jaką właściwie konsystencję
ma mózg?
To, co teraz chlupocze
mi pod czaszką, sądząc po dynamice chlupotania, jest czymś podobnym do
rozwodnionej galaretki.
Czym było wcześniej?
Boję się na serio, że
przy pierwszym poruszeniu, pochyleniu, położeniu przypadkowo uronię kroplę
drogocennej myślotwórczej plazmy.
Która tymczasem, bez względu na temperament konsystencji, musi zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem. Na starówce Dzień Gier. Idziemy, powoli, ostrożnie. Młodzieniec wypatrzył kryminalny escape room. Podejmujemy próbę wydostania pewnej aktorki z rąk porywaczy. Próbę, jak się okazuje, żenującą - na pięćdziesiąt możliwych punktów zdobywamy aż jeden. Co oznacza, że przechodzimy wprawdzie obok jednego ze złoczyńców, może nawet patrzymy mu w oczy, może nawet musnął nas kolbą pistoletu ukrytego pod połą marynarki, ale… Błysnęło, jako świeca przez okienic szpary, I zgasło.
Nie zareagowałabym nawet, gdyby ktoś powiedział wprost „Cześć, jestem porywaczem, wyznam ci wszystko, zaaresztuj mnie”.
W upale nie myślę wcale.
W radiu mówią, że dziś jest Światowy Dzień Mózgu.
Ups!
P.S. Młodzieniec żąda
sprostowania: aktorki nie zdołaliśmy uwolnić, ale króliczki trafiły do norek, a
Czerwonego Kapturka nie pożarł Wilk. Uważam jednakowoż, że w tych przypadkach o
sukcesie zdecydował instynkt, nie intelekt.
Komentarze
Prześlij komentarz