ku sobie

 

Wakacje, urlop. Bezgraficze, bezterminie, bezrytmie.

Nawet dzieci już niczego nie wymagają. Dobrze sobie radzą i beze mnie, zresztą zawsze tak było, to ja gorzej bez nich.

Dzieci prowadzały na place zabaw, do piaskownicy, na teatrzyki, do kina, na obiady, lody i inne desery, nad jeziora i w góry. Aż w końcu wyrosły nie tylko z placów zabaw i innych atrakcji wymagających mojej asystencji, ale przede wszystkim z planowania mojej przyszłości. Wystarczająco dużo zachodu mają przy własnej. 

Dzieci przypomniały mi, że mam całą siebie do dyspozycji - lekko zużytą, poszarzałą, ale w kondycji dobrej ogólnie, nie ma potrzeby dłużej się chować.

Kochamy cię, mamo. Zajmij się sobą, mamo. W końcu możesz sobie czytać i pisać do woli.

No mogę! Zawsze mogłam. Zakazu  nie było. Wielki  cykor,  głupi  aż strach - to tak.

Bawiłam się więc w wykręty. W wykręty jestem świetna. Ile to się nawykręcałam i nadal nawykręcam, żeby tylko nie przyznać się do siebie. 

Ej, głupia ja, głupia ja! Wystarczyłoby prościej: zamiast wykręcać się, kręcić się twórczo. Co z tego, że czasem w kółko. 

Łapać myśli, zapisywać, wysiadywać je, aż zaćwierkają.

A gdyby  myśl nie przychodziła, macać  pustkę od wewnątrz, jak dziurę w zębie. 

Bo zawsze coś tam do załatania się  znajdzie. 



Komentarze