Demony domowe. Mamisko


Kolejne miesiące tego roku spędzimy w towarzystwie słowiańskich demonów. Dziś żegnamy wyjątkowo nieprzyjemną i nieurodziwą Biedę. Lutowy towarzysz naszych rodzinnych kuchennych nasiadówek to Bałamutnik – brzydal i obleśnik, ale łasy na kobiece wdzięki. I podobno skuteczny – posiada bowiem umiejętność przybierania różnych, bardziej  atrakcyjnych postaci. Wemknie się taki do izby i mlaśnie z zadowolenia, ujrzawszy długie warkocze i zgrabne plecy pochylone nad dzieżą. A to mi się dorodna żoneczka trafi! A gdy „żoneczka” się odwraca, widzi słowiańskiego Brada Pitta czy Rayana Goslinga. I trafiona – zatopiona, choć utopić to by z miłości nie utopiła, bo gdyby nawet w akcie szaleństwa próbowała, dowiedziałaby się, że potrafi oddychać pod wodą.

Niech sobie Bałamutnik  bałamuci, Mamiska nie ujarzmi.  I choć  się nią prędko zauroczy, bo urody jej nie brakuje, to równie szybko jak poparzony odskoczy.

 Mamiska nie znajdziecie ani w naszym aktualnym kalendarzu, ani w żadnym słowiańskim bestiariuszu. Dziwi mnie to, niedopatrzenie jakieś. Nigdzie ani słowa o Mamisku. Jest Mamuna – podmieniaczka dzieci. Jeśli nagle stawały się złośliwe, krzykate i krnąbrne – to z pewnością Mamunowe, podstawione.

A o Mamisku nic, choć to demonica powszechna i bardzo szkodliwa. Jej obecność wyczułam w wielu miejscach. Związana jest z żywiołem kobiecym. W moim domu też niestety bywa, choć nikt o zdrowych zmysłach by jej nie wpuścił, ale ona nie z tych, co się troszczą o maniery, żadnego zaproszenia nie potrzebuje. Z jakiej dziury wyskakuje? Pod jakim filarem gniazduje? A może czeka na swoje pięć minut w damskiej torebce, przytargana przez przypadek z miasta, ze spaceru?

Skutki jej wizyt są opłakane – w przenośni i dosłownie, choć subtelne i niewinne są złego początki. Bo któż by z nią skojarzył kolejną porannie stłuczoną filiżankę czy postawiony na gazie czajnik elektryczny? A osamotniałe ni stąd ni zowąd skarpetki? A oczko w rajstopie, odkryte minutę przed wyjściem? Że nie wspomnę o tej ekstra kiecce jeszcze wczoraj pasującej jak ulał, a dziś pasującej, owszem,  ale na dziewczynę pięć kilo szczuplejszą?

 Mamisko lubi stopniować emocje, rozkłada wachlarz swych destrukcyjnych talentów powoli. Ceni finezję i dramaturgię. A kiedy może spodziewać się lepszego efektu, jeśli nie w dzień powszedni o siódmej pięć, minutę przed wyjściem z domu, gdy makijaż już prawie ukończony, a rodzina opatulona w grube kurtki, szale i czapy, aż para bucha, drepcze zniecierpliwiona w przedpokoju, gotowa do wyjścia? Mamisko stanie wtedy cichutko za tobą, zaledwie muśnie lewą ( w moim przypadku) rękę i … smokey eye staje się eye of the devil.

A to zaledwie drobiażdżki. Potrafi zdecydowanie więcej. Najgorzej, gdy jej wizyta przypadnie na weekend. Powoli i metodycznie dawkuje wściekłość – swoją ulubioną emocję. Łatwo rozpoznać, że jest, że  już zaatakowała. Jej Bogu ducha winna ofiara (bo czyż nie tak należy nazwać tę biedną opętaną kobietę - zwykle chodzącą łagodność?) związuje włosy w ciasny koczek na samym czubku głowy, tak ciasny, że brwi unoszą się w gniewnym grymasie. Niech się tylko żaden kosmyk wyleźć nie waży! Mamisko w mamie zaczyna warczeć; lepiej już o nic nie pytać, tylko zająć wygodne pozycje gdzieś z dala od jej wzroku. Choć i tak wiadomo, że przyjdzie i zaczepi, i wrzaśnie, że czymś potrząśnie, coś stłucze.

Z Mamiskiem pod ręką wkracza mama, żona czy kochanka na arenę życia domowego i sielankę zamienia w krwawą jatkę. Wylicza wszystkim wszystkie wady, rozdzielając jak mulinę wątek główny na kilka pomniejszych, a te na jeszcze mniejsze i tak bez końca... Niczego dobrego w nikim nie dostrzega. Krew się wprawdzie nie leje, ale krzyki,  miny naburmuszone, wyolbrzymione do granic absurdu problemy  -  to wystarczy, by tryumfowała. Mamisko to wstrętna i męcząca demonica.

Przypuszczam jednak, że nie mnie jedyną Mamisko nawiedza, że moje nemezis posiada całą rzeszę krewnych i znajomych, różnej aparycji i o zróżnicowanej niszczycielskiej mocy. Ze te drzwi trzaskające wbrew ciszy nocnej dwa piętra niżej, głośno jak trzeba i z wredną regularnością, to sprawka jednej z nich. 

 Na szczęście istnieją  skuteczne  i proste sposoby na jej spacyfikowanie. Znają je mężowie, znają mądre starsze dzieci. Wyliczyć wszystkie – nie jest możliwe.  Ale kto uważny i kochający, znajdzie lek  na swoją diablicę.

  Wszystkiego, co moje Mamisko  płoszą, zdradzić nie mogę, ale coś podpowiem. W sezonie chłodniejszym koniecznie grzane piwo, pachnące pomarańczami, imbirem i korzeniami. Zmiękcza, łagodzi, uwodzi zapachem. W cieplejszym… wystarczy słońce, trzeba ją wywlec na spacer.
 W każdym  - śmiech.

Komentarze

Prześlij komentarz