cacio e pepe

Trzy  dobrej jakości składniki  - tyle trzeba, by zadowolić tak wytrawnych smakoszy jak chłopcy i ja, pani  kurka. Trzy składniki, by  przenieść najpierw nasze żołądki, a potem i dusze utęsknione do kulinarnego raju -  słonecznej Italii. Tak się właśnie zdarzyło dni temu kilka, kiedy  na stole kuchennym  pojawiła się  skromna  potrawa, o zaskakująco rozanielającym i uszczęśliwiającym działaniu. Sprawcą  przyjemności był  najzdolniejszy kucharz, jakiego znam, tata i mąż  - krótko mówiąc,  Marcin. 
 Cacio e pepe to danie bardzo stare, pochodzące jeszcze z  czasów  romańskich. Proste, a przy tym   wyrafinowane. Tak to jest z prostotą - potrafi być największym  atutem. Nazwa wskazuje na dwa kluczowe dla smaku składniki - ser i pieprz. Trzeci element dania to rzecz jasna makaron - spaghetti. Ser nie byle jaki, najlepiej pecorino romano; z konieczności Marcin zastąpił go równie smacznym, ale łatwej dostępnym grana padano. Pieprz świeżo młotkowany, a do tego podprażony na suchej patelni. Jeśli kiedykolwiek traktowaliście pieprz w podobny sposób, wiecie, jakie bogactwo aromatów ukrywa się w  tych, wydawałoby się dość pospolitych, banalnych ziarenkach. To jednak właśnie ciemnobrązowe, obłędnie pachnące drobinki decydują o wyjątkowości dania. Dzięki nim aksamitny serowy sos zyskuje na głębi i pikantnej zadziorności, a oblepiony nim makaron nie dość, że pyszny, staje się trochę bardziej fotogeniczny:) 
Miałam i ja swój skromny udział w przygotowaniu obiadu - zrobiłam  sałatkę do makaronu. A jeszcze parę dni temu, oglądając "Eksterminatora" oburzona pytałam, dlaczego bohaterowie filmu jedzą  makaron z zieleniną?  Toż to herezja kulinarna jakaś! Nie herezja, tylko dość powszechna we Włoszech praktyka - rzeczowo odpowiedział Marcin. A że przez przypadek zostawił na kuchennym stole książkę Jamiego Oliviera "Jamie gotuje po włosku", to sobie tam to i owo doczytałam. Więc rzeczywiście,  makaron często z sałatką. A do cacio e pepe pasowałby jeszcze kieliszek schłodzonego białego wina. Następnym razem. 
 "Jamie gotuje po włosku" to książka bardzo atrakcyjna wizualnie, kolorowa i apetyczna. We wstępie autor zachęca, by usiąść wygodnie, spokojnie przejrzeć książkę i inspirować się. Cóż, ja raczej poprzestanę na przeglądaniu i czytaniu, ale chętnie zjem wszystko, co przygotuje zainspirowany nią Marcin.
   Tymczasem z przyjemnością zagłębiam się w komentarze na temat autorów przepisów. A jest to dość interesujące grono - Włosi i Włoszki  poznani podczas kulinarnej eskapady po Italii. Profesjonalni szefowie kuchni, tacy jak przyjaciel i mentor Jamiego, Genaro Contaldo. Najliczniejszą jednak i najciekawszą  grupę stanowią niezwykłe kobiety -  włoskie nonny. 
Kim jest nonna? To zdecydowanie ktoś więcej niż babcia. To seniorka rodu, której wszyscy słuchają i  która jest powszechnie poważana. Strażniczka kulinarnej tradycji. Niektóre panie gotować zaczęły dziewczątkami będąc, a teraz  przekazują swoją wiedzę wnukom. Przywiązanie do receptur i tradycji każe im dzielić się doświadczeniem z kucharzami z całego świata - tylko w ten sposób  kultura kulinarna jest w stanie przetrwać.
Głośne, energiczne, bezpretensjonalne. Licytujące się kulinarnym i życiowym doświadczeniem, a przede wszystkim radością życia. Hojnie obdarowywały Jamiego nie tylko recepturami kulinarnymi, ale też refleksjami na temat miłości i  małżeństwa. 
 Nonna Linda, mężatka z 66 - letnim stażem  zdroworozsądkowo stwierdza: "Mężczyznę trzeba się nauczyć tolerować".  Kobiecie z takim stażem w związku warto zaufać, prawda?
 I jeszcze jedna: "Jeśli chcesz się dobrze bawić, żyj dniem dzisiejszym. Nie czekaj na jutro."
  Przeglądając książkę o kulinariach, nie spodziewałam się wzruszeń, a jednak. Ich sprawczynią okazała się  nonna Maria. Z mężem - gubernatorem Sycylii, niedawno zmarłym, wiodła ciekawe i szczęśliwe życie.  Podpowiada więc innym mężom, jak mogą uszczęśliwić swoje partnerki życiowe: "Jeśli kochasz swoją żonę, powiedz jej to, rozmawiajcie ze sobą o uczuciach. Małżeństwo nie jest pułapką - to rodzaj wolności".
Jedzmy więc, kochajmy się,  przypominajmy  sobie o tym jak najczęściej! I nie ustawajmy w nauce tolerancji:)



 

 

Komentarze