szczodrość

 Dzisiejszy wpis będzie trochę bez ładu i składu, w dodatku bardzo belferski, ale inny być nie może. Bo przecież kim innym, jeśli nie belfrem byłam ostatnio aż do przesytu? Zdecydowanie zanadto?  Zanurzyłam się w pracy po czubeczek głowy, nie umiejąc inaczej, jakbym  co komu chciała udowodnić (co???? komu????). Nawet oddech uregulowałam pod rytm pracy, redukując ten wydatek energetyczny do niezbędnego minimum, byle sprostać. Praca, praca. Zamiast pomyśleć o bliskich i sobie - praca.  Praca nawet, gdy nie pracowałam - mechanizm raz rozkręcony gna samoczynnie i dopóki węgiel w kotle, nie zatrzyma się. Mimo sporadycznych zgrzytów i chlupotów. Ale któż by tam się nimi przejmował.

Nie dało się w tym stanie pisać. Z powodu przedmaturalnej spinki nie byłam w stanie skupić się na uprawie tego mojego niewielkiego blogowego poletka. A chwastem porosło! 

Mam na podorędziu kilka niedokończonych opowiastek, hasełek, pomysłów z adnotacją "do rozpisania na akty".  Trzeba by to pokończyć.

***

W  miniony piątek pożegnałam trzy klasy maturalne. Rzecz zwyczajna, ktoś powie, naturalna kolej rzeczy, ale nie dla mnie. Nie mam wprawy. Po raz pierwszy od od wielu lat rozstałam się z uczniami, których uczyłam od początku do końca, do których mogłam się przywiązać i których mogłam lepiej poznać, podobnie jak oni mnie. Trudno byłoby za pomocą jednego prostego słowa określić to, co czuję - smutkowi rozstania towarzyszy wiele emocji pozytywnych. Przekonanie o konieczności chwili (dostali wszystko, co mogłam dać, po więcej należy się zgłosić pod inny adres) sąsiaduje z chęcią zatrzymania ich jeszcze i dopowiedzenia tego, owego, czemu nie ma końca. Jestem trochę jak rodzic, który po kilku latach walki z niekwapiącym się do wyprowadzki młodym człowiekiem osiągnął w końcu to, o co prosił, a teraz stoi w pokoju ogołoconym z przedmiotów, wciąż jeszcze pulsującym od emocjonalnych śladów obecności dziecka. Upaja się się ciszą, porządkiem i swobodą, a jednocześnie lęka, czym tę  pustą przestrzeń zapełnić.

***

Dlaczego więc w tytule tekstu nie pojawia się słowo "pożegnanie" czy inne, pokrewne, lecz szczodrość?

Spieszę z wyjaśnieniami. 

Pomyślałam o niej po raz pierwszy gdzieś w październiku, wraz z przybyciem do naszego domu pewnej Osoby. Może nie zaprzyjaźnionej, ale bardzo lubianej i wyczekiwanej. Wyrazistej, kolorowej i błyskotliwej -  Polonistki przez duże P ( swoją drogą wiecie, że  wyrażenie "duża litera" to rusycyzm?). Na tę wizytę, wydawałoby się - kurtuazyjną, przyszła zaopatrzona w piękny bukiet kwiatów (cieszyłam się nim przez całe dwa tygodnie), książkę dla całej rodziny i czerwone wino dla gospodarzy. Wszystkie te materialne przyjemności były jednak zaledwie dodatkiem do jej obecności - do określenia której nie przychodzi mi inne słowo, jak pełna.  

Nie spodziewałam się tej szczodrości - niecodziennej w luźnej relacji, z początku więc odczuwałam zakłopotanie. Niepotrzebnie. Można powiedzieć, że w przypadku tej Osoby szczodrość jest jej naturalną dyspozycją wewnętrzną, niewynikającą z kalkulacji. Gdyby nagle zechciała być inna, pewnie by to srodze odchorowała. Czuła i uważna na innych. Upewniłam się w tym kilka tygodni później, a właściwie doświadczyli tego moi uczniowie. Gdy okazało się, że organizatorzy turnieju debat oksfordzkich, podczas którego po raz kolejny się spotkałyśmy, nie pomyśleli o wodzie dla mówców,  błyskawicznie ruszyła na zakupy, przywożąc tyle mineralnej i słodkości, że wystarczyło i dla moich podopiecznych.  

Gdzieś między słowami udało mi się dookreślić to moje słowo roku. Być szczodrym, szczodrość okazywać znaczy dla mnie w sposób naturalny łączyć dwie postawy: uważność na innych i zdolność nieinwazyjnego służenia im. To gotowość oferowania innym tego, co najlepsze przy jednoczesnym zachowaniu szacunku dla własnych i cudzych granic. Będąc szczodrym, ofiarowujesz z uwagą - tyle, ile druga osoba pragnie, może wziąć. I nie masz żalu, że nie chce więcej.  

Szczodrości doświadczam w moim życiu z bardzo wielu stron,  przede wszystkim w sferze osobistej.  Nieustająco za nią dziękuję, ale zamiast się dziwić (że nie zasłużyłam), staram się ją po prostu odwzajemniać. 

Czy możliwa jest w relacjach zawodowych, szkolnych? Wydaje mi się, że tak. I  jest opłacalna, piszę z przekorą, świadoma  kilku pełnych politowania albo niedowierzania spojrzeń. Przeczuwam bowiem, być może niesprawiedliwie, pewien opór wobec przyjęcia  pojęcia szczodrości jako istotnego dla opisu rzeczywistości szkolnej. Ja jednak rzucam moim wyimaginowanym antagonistom rękawicę, a niech to! W dodatku będę twierdzić, że nie tylko nauczyciele są tej szczodrości dawcami. Wcale nierzadko mogą do woli  brać. Od uczniów. 

Powracam więc do moich uczniów. Bynajmniej nie aniołów i nie ideałów. Na szczęście. Za chwilę, dosłownie za moment zapomnimy o sobie. Obustronnie i dokumentnie. Zanim to nastąpi, pozwolę sobie na pewne wyznanie.  

W tej relacji wszystko było przypadkowe. Dyrekcja przydzieliła klasy, a ja zaakceptowałam  wybór bez dyskusji  - inaczej, jako początkująca w tej szkole nauczycielka, nie śmiałabym. Uczniowie też nie zaprotestowali. Zwykle przecież nie protestują, nauczyciele nie są w ich życiu aż tak ważni. Można więc powiedzieć, dość neutralna  służbowa relacja. 

W trakcie której dostałam kilka niezłych prezentów:

 -  od mat-fizów  cenną lekcję stawiania granic i poszanowania cudzych priorytetów,

 - całą tonę radości wynikającej z ustępowania pola innym ( kto lepiej od laureata olimpiady języka niemieckiego opowie o Kafce?),  

 - dzięki uczniom mym, słysząc Sanah, Harrego Stylesa czy Billy Eilish będę mogła powiedzieć "słuchałam, znam, więc się wypowiem",

 - doświadczenie abstrakcyjne: popłakałam się ze śmiechu, przysłuchując się i przyglądając streszczeniu "Dziadów II"; i nie było  w tym grama profanacji,

 - otwarto mi drzwi do świata mangi i koreańskiej dramy; zaglądam tam z pewną nieśmiałością, ale w razie czego wiem, kogo poprosić o drogowskazy,

 - i jeszcze wiele, wiele innych prezentów, których teraz z powodu zmęczenia nie wymienię, ale wiem, że pewnego dnia wydobędą się z odmętów pamięci i będą błyszczeć jak mokre bursztyny w pełnym słońcu.

To jest dopiero szczodrość. 




 

  

Komentarze

  1. Zatem szczodrości! Zachwyca Twoje lekkie pióro. Ty także.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz