cholerne potwory, dzicy lokatorzy

 Nie umiem odpoczywać. Zwłaszcza  dziś to widać, w wolnym dniu, a w dodatku w Święto Pracy, z urzędu niejako do wypoczynku nawołującym. Bo choć  z całych sił staram się  oddawać tylko i wyłącznie przyjemnościom, nie opuszcza mnie niepokój. Wolne wolnym - z kalendarzem się nie dyskutuje - ale czy ja rzeczywiście mogę sobie pozwolić na nicnierobienie? Wywiązałam się ze wszystkiego  jak należy? Niczego nie zaniedbałam?

Skąd tego typu wątpliwości, zapytacie - z politowaniem jedni (też mi problemy, piwo se strzel, to ci od razu głupoty wyparują z głowy), ze zrozumieniem drudzy (bo dziwnym trafem zwykle w pierwszym dniu urlopu dostają gorączki i... może mam na to wyjaśnienie), a jeszcze trzeci z żalem (może to być żal naszego domowego maturzysty, któremu  nieumiejąca wypoczywać mama truje, że uczy się za mało, no i nie powinien tyle grać).

 To charakterystyczne i bolesne spięcie tylnej części ciała, szkodzące - mam taką nadzieję - głównie mnie samej, te zakazy i wyśrubowane limity  nie do końca zależą i pochodzą ode mnie.  Z niektórymi  naprawdę wolałabym nie mieć nic wspólnego -  nie czuć, nie wypowiadać ich, nie słyszeć, nikogo nimi nie dręczyć.  Wszystkie zakazy, ograniczenia-  słowa paskudne, przebrzydłe inwektywy adresowane do samej siebie -  wprawdzie z mych osobistych ust się wydobywają, ale nie mojego są autorstwa.  Zdradzę Wam tajemnicę - lata temu, niepostrzeżenie, zagnieździły się we mnie cholery potwory. Gadają, zanim zdążę je uciszyć, szydzą i sabotują.  

Cholery potwory - czy już Wam o nich wspominałam? Nie? Aż dziw bierze, bo przecież od dawna mi towarzyszą. Z całego serca niechciane, ale głęboko, jak chwasty, zakorzenione. Zapędzane do kąta raz po raz z niego się wychylają i mącą, kąsają, aż ciarki przechodzą. Towarzystwo spod ciemnej gwiazdy, absolwenci wyższej szkoły pasożytnictwa. Mistrzowie sekretnego uścisku za gardło. A że dogodną znalazły sobie tutaj siedzibę - służy im kultura męki i kieratu, a także nabyta przez pokolenia postawa służebności - rosną jak na drożdżach, infekując kolejne organy, zwłaszcza te stworzone dla odczuwania przyjemności, subtelniejszego z natury. I ściskają za szczękę, skutecznie wykoślawiając uśmiech. Zaburzają też sen. Bo po co spać, skoro można pracować i dążyć do ideału?

I mówią: oczywiście, że tobie nie wolno. Leżeć i pachnieć byś chciała? Też mi zachcianki!  Nie należy się! A w szkole miałaś same piątki? A dzieci zawsze wzorowe były? Do rodziców codziennie dzwonisz? Mieszkanie błyszczy? Obiady na cały tydzień zaplanowane? Mąż wyprasowany? A do pracy: wszystko przeczytane, dopełnione?  I jeszcze:  czy nauczyłaś się w końcu w obcych językach więcej niż "hello", "yes" i "no"? No i wreszcie... ciągle nie masz prawa jazdy. Jak Ty chcesz leżeć i pachnieć - taka niedoskonała, taka wybrakowana?  Możesz spróbować, oczywiście, ale już my, twoje najwierniejsze, najlepsze cholery potwory zadbamy, by braki należycie  uwierały.

Oto jak się kończy nadmierne na siebie narzekanie. Fundujesz sobie nerwicę, depresję. Albo  jak ja- cholery potwory, na własnej krwi wyhodowane, spasione i bezczelne. 

 Znam to łotrowskie towarzystwo aż za dobrze. I wiem, że łatwo się go nie pozbędę, tego dzikiego lokatorstwa kradnącego na lewo moją życiową energię!!!  A mimo to, mimo nadwątlonych sił, wypowiadam mu wojnę. Żaden Blietzkrieg, raczej czuwanie na pozycjach.

Oddychać, spokojnie oddychać. Nie zapominać o oddychaniu.  Jak pisze Sylwia Chutnik w "Tyłem do kierunku jazdy", połowa problemów bierze się z tego, że współcześni oddychają za płytko.

Może poryczę trochę. Praktykuję to częściej ostatnio, zwłaszcza podczas samotnego biegania. Przypominam sobie różne kłopotliwe sprawy, o których nie mogę swobodnie pomyśleć, będąc w pracy lub w domu, i popłakując, usuwam jak toksyny z nadtrutego organizmu. Czasem pomaga w tym wzruszająca piosenka lub film, ale to w domu, przy świadkach, towarzystwo rodzinne może źle zinterpretować: uznać łzy za objaw przewrażliwienia, a to przecież higiena. 

(A przecież mało co pomaga tak jak porządny, nawet sprowokowany, ale mający solidne emocjonalne podstawy szloch.)

A gdy cholery potwory skurczą się do rozmiaru paprocha,  a ich głos zacznie przypominać bzyczenie muchy (na tyle odległe, że nie męczy), wtedy da się żyć. I odpocząć. 

Bez poczucia winy. I gorączki. Rumieńce tylko od słońca.










 

  

Komentarze