Blokada (a pisać się chce)

 

***

Czasami pisanie nie jest przyjemnością. Ślęczę nad kartką, męczę się nad każdym zdaniem. Znikają gdzieś wszystkie górnolotne myśli, które krążyły wokół mojej głowy, piękne jak ważki i tak samo czujne, niedające się pochwycić.

Na myśl o języku, kompozycji i składni panikuję. Nagle przestają być mym pancerzem i obroną, przeistaczają się zaś w zbiór reguł generujących niepotrzebne komplikacje.

Czasami ledwo co udaje mi się powiązać ze sobą słowa, chyba że ciągiem skreśleń – tego nie, nie tak, to bez sensu.

Piszę wtedy takie wyjące teksty jak ten dzisiejszy.

Bo pisać się chce.

Podobnie jak biegać.

Te dwie są me pasje i dwie udręki moje, parafrazując wiersz Lechonia.

***

Z bieganiem jest łatwiej – jedyne, co trzeba przewalczyć, to lenistwo. Na pewnym etapie rozwijania pasji wystarczy chwila, by zmobilizować się do treningu, nawet przy dużym niechceniu. Moje cele nie są jakoś szczególnie ambitne, teraz już nie szukam osiągnięć i przekraczania granic, lecz ciszy i zgody.

(Mówiąc prościej: już mi się nie chce tak zaginać.)

Sporo biegam po lesie – mamy tu niedaleko jeden z największych w Europie lasów miejskich, idealne miejsce na treningi zwłaszcza w gorące dni, których ostatnio bez liku. Las sprzyja moim poszukiwaniom – całą uwagę trzeba skupić na podłożu, po którym się biegnie, unikać korzeni, błota, kałuż. Skoncentrować na ruchu, na tym, gdzie stawia się stopę. Gdy teren pewniejszy i można spojrzeć wyżej, podziwiam urodę lasu, np. katedry, jak zwykł nazywać pewne miejsce M. (Nie wskażę dokładnie, gdzie to jest, ale jeśli mnie odwiedzisz, zaprowadzę.)

Mam szczęście, że biegam z M. Jest obok, kilka kroków przed albo za mną. Pilnuje, bym się nie zgubiła. Czasami musi szarpnąć za koszulkę, krzyknąć, tak bardzo jestem zanurzona w sobie. Gdyby nie M., nie raz i nie dwa zderzyłabym się z rowerem lub pobiegła gdzie indziej, niż planowaliśmy.

***

W trakcie treningu cały wewnętrzny niepokój odpuszcza. Bieganie zawsze, a to zawsze poprawia mi nastrój.

Wiadomo, endorfiny.

Czasami zdarzy się coś niespodziewanego, co czyni ten bieg jeszcze bardziej wyjątkowym: podglądanie dwóch pojedynkujących się jelonków, jeszcze za młodych na rykowisko, bawiących się po prostu. Przypadkowa rozmowa z 72-letnim biegaczem, którego tempo - i miłość do życia - trochę nas zawstydzają. Ciepłe słowa o żonie, która odeszła kilka lat temu. Kochał ją bardzo, z tą kobietą wartą miliony przeżył wszystko, co najlepsze. Teraz już nie szuka nikogo innego.

***

A z pisaniem różnie jest. To raczej przymus, kompulsja. Niby nie chcę, a muszę. Nie muszę, a chcę. Nie muszę, a muszę. Nie chcę, a chcę. 

No udręka po prostu. I pasja. 




 

 

 

Komentarze