Kurkowy Kalendarz Świąteczny - kartka pierwsza

Uwaga! Oficjalnie zapalam świąteczne lampki! Już czas! I tak jestem mocno spóźniona - co poniektóre radiostacje od 2 listopada nadają piosenki z dzwoneczkami, w centrach handlowych od dawna wszystko skrzy się i mruga, a zakupom towarzyszy quasi-kolędowe zawodzenie, zapętlone do niemożliwości. No i Anka naciska, przysyła już pierwsze świąteczno-filmowe polecajki. Nic tylko odpalić Netfliksa!

Podczas naszego corocznego przeglądu filmów świątecznych nie sięgamy wyżej niż klasa B. Doceniamy schematyczność i przewidywalność fabuł opowiadających o perypetiach bohaterów urodziwych i zgrabnych, dużo od nas młodszych i zasiadających na zdecydowanie wyższych stanowiskach. Rozumiemy (nie czytaj: podzielamy) ich niechęć do świąt (stanowią niepożądany przestój w wyścigu szczurów), konieczność wyjazdu do rodziny, przeżywamy singielstwo tudzież kryzysy w związkach, klaszczemy i wzruszamy się przy obowiązkowych szczęśliwych zakończeniach.
Nagrodą za pokonanie tego filmowego toru przeszkód, rozpaczliwą próbę odróżnienia jednego filmu od drugiego, wisienką na torcie dla świątecznych filmoznawców będzie co?… A jakże: „Love Actually” z cudowną Emmą Thompson (oraz wieloma innymi świetnymi aktorami, ale jej bohaterkę lubię najbardziej) i pobrzmiewającą w tle Joni Mitchell – nawiasem mówiąc, po pierwszym obejrzeniu filmu kupiłam sobie płytę z tym kawałkiem (link w komentarzu), z innych zgoła powodów aniżeli grana przez Thompson postać.
(Tylko i wyłącznie z sentymentu: Joni odkryła przede mną uzdolniona i obeznana muzycznie koleżanka ze studiów, Marta Mróz, o której pomagisterskich losach nic nie wiem, podobnie jak ona o moich, ale życzę jej wszystkiego najlepszego i za Joni bardzo dziękuję.)
Wracając do Anki, na jej spontaniczną rekomendację zareagowałam równie entuzjastycznie, choć nie filmowo. Cudownie, że dzwonisz. Rozmowa z Tobą jest pierwszą czekoladką w moim kalendarzu adwentowym. Jutro kolejna czekoladka – tym razem to ja zadzwonię, dobrze?
A chwilę później pomyślałam – dlaczego by nie zorganizować sobie kilku takich kalendarzy? Nie stworzyć jednego tutaj, na blogu? Wprawdzie takie zobowiązania, wszelkie "challenge" wychodzą mi średnio, szybko tracę energię i zainteresowanie nabijaniem licznika ilości przeczytanych książek, przebiegniętych kilometrów i wykonanych brzuszków… ale może tym razem radę dam? Codziennie parę zdań, zdaniątek – tylko do 24 grudnia?
Pierwszy tekst mam już za sobą. Smaczny, mam nadzieję? A na pewno niskokaloryczny!

 1 grudnia, 2024r.



Komentarze