Zimno. Po kilku dniach zgniłojesiennych pojawiły się pierwsze symptomy zimy. Na razie to tylko wiatr – wkrada się pod kurtkę wypełnioną sztucznym puchem, zabiera sztuczne ciepło, przenika aż do szpiku, zmusza do ruchu, do marszu albo choćby dreptania. W takie dni, o ile się nie spieszę i nie jestem zbytnio obarczona torbami, lubię wracać do domu przez opustoszałą po sezonie starówkę, z przystankiem na kawę w jednej z olsztyńskich kawiarenek. Czasami biorę kawę na wynos. Piję i idę, ale zwalniam tempa. Delektuję się każdym ciepłym łykiem, a jednocześnie przyglądam z zachwytem fasadom kamienic, które kocham miłością odwzajemnioną.
W kamienicach mieszkam niemal od dwudziestu lat. Najpierw w pilskim, pożal się Boże, Belwederze przy Bagiennej (taką nazwę nosiła niegdyś aleja Niepodległości, przy której wiele lat rezydowałam, i tak właśnie taksówkarze starej daty, znający topografię i historię Piły jak własną kieszeń, nazywali budynek, którego strych, a właściwie jego połowa, należał do nas).
Jeden strych zamieniliśmy na drugi, tzw. ziemie odzyskane na Warmię.
Jedno pozostało wspólne - stare budownictwo.
Ale wy nie pasujecie do nowoczesności - mówi odwiedzająca nas przyjaciółka.
Coś w tym jest. Nowoczesność nam nie leży. Znajoma z pobliskiego warzywniaka, zajmująca się dystrybucją pewnego bardzo popularnego urządzenia kuchennego, już dawno przypisała nas do kategorii "dziwni", bo nie chcemy niczego od niej kupić, a więc gotować prościej, szybciej.
Duszą jestem raczej starą. I urodę mam niedzisiejszą. Komplementy prawią mi zwykle panowie po sześćdziesiątce albo i starsi. Dla młodszych jestem zbyt wyrazista, wiedźmowata, krzykata.
Czytaj: za stara.
Nie mam z tym problemu, wręcz odwrotnie - interpretuję to również jako swego rodzaju komplement, dowód indywidualności. W myślach zaś przenoszę się do Ziemiańskiej, zasiadam przy okrągłym stoliku przeznaczonym tylko dla jednej osoby, i sącząc szampana, z pewnego oddalenia przysłuchuję się rozmowie Tuwima i Ginczanki.
Piękniejszych nie ma.
Nie włączam się do rozmowy, bo o czymże ja mogłabym mistrzom…
Ale dobrze mi tam i znajomo. Czerwone usta, kolorowe szale nikogo tu nie dziwią.
2.
Zimno. Lubię. Wyostrza umysł. Wszystko, co zbędne, na co marnuję energię, przemienia w kostkę lodu. Zabawne - im jestem starsza, tym bardziej przekonuje mnie awers pewnego powiedzenia. Zatem nie: co masz zrobić jutro, zrób dziś, tylko opóźniaj ile się da. Poczekaj. Jeśli nie jest to sprawa życia i śmierci, nie na ostrzu noża, wstrzymaj się z ostateczna decyzją. Emocje w stanie wrzenia nie są żadnym doradcą, zwolnij je! One tylko krzyczą: źle mi, źle, czuję dyskomfort, znowu coś muszę, kiedy będę mogła tylko i wyłącznie móc?
Komentarze
Prześlij komentarz