Wakacje, urlop. Znaczący spadek ilości interakcji międzyludzkich. Nikt lub prawie nikt niczego ode mnie nie chce, nie potrzebuje.
Poza bibliotekami ślącymi monity,
bo zalegam z książkami. Co zrobić, odniosę, oddam, choć jeszcze nie
przeczytałam. Ale wiadomo, że nie przeczytam.
Poza synem, któremu skąpię uwagi,
bo: faza na militaria, modele, lego, formuła jeden. O literaturze z nim nie pogadasz,
tym bardziej o tzw. życiu. Chyba że zredukowanym do tematu posiłków. Poza tym
życie nie jest dla niego tematem atrakcyjnym, czymś, co miałby ochotę poddawać
jakiejkolwiek obróbce intelektualnej. Syn znajduje się obecnie w tym cudownym
okresie, kiedy się po prostu żyje i nie ma co do tego wątpliwości. Żadnych
wahań, zero podejrzeń.
W moim przypadku wajcha już dawno
przechyliła się w stronę „myślę, że wątpię”.
Na przeciwnych biegunach. Oddalamy
się od siebie codziennie o milimetr, codziennie o milimetr powiększa się różnica,
rośnie odrębność. Nie mogę porozmawiać z tobą o tym, co mnie interesuje – mówi syn.
Nie mogę porozmawiać z tobą o tym, co mnie interesuje – odpowiadam. (Bardzo cię
kocham) – milczy on. Bardzo cię kocham – odpowiadam ja.
Masz stopy większe od moich –
zauważam z zaskoczeniem, ponownie.
Już od dawna, mamo - irytuje się lekko.
Kurczymy się i rozrastamy, każdy
we własnym tempie, bez dyskusji i żalu. Ja: buty rozmiar trzydzieści pięć, on:
trzydzieści siedem, i to nie koniec.
Na szczęście życie przynosi tematy zastępcze. Co można zjeść. Nowy podkast Radia Naukowego. Co słychać u starszego brata. Cesarze rzymscy i ich szaleństwa.
Legalizuje monologi: wieloodcinkowa opowieść o rozkładaniu koparki na klocki pierwsze, czyszczeniu i ponownym składaniu.
Poza tym mnóstwo milczenia, bycia razem, bez wyzwań.
Tętno spoczynkowe.
Komentarze
Prześlij komentarz